10/09/2016

Od Rosalie cd. Luki

Ech, durna zazdrosna puma. Nadal miałam mroczki i ledwo widziałam zarys cierpiącego psa, lecz nie wydawało się to zbyt groźne. Substancje, które działają szybko albo zabijają na raz albo nie zagrażają życiu. Ale przynajmniej przekonałam się, że bardzo mu zależy na tej psinie.
- Przez spokój mam rozumieć, że nie będziesz więcej próbował zasmakować mojej krwi? - zapytałam jakby obudzona ze snu.
- Niech będzie wiedźmo, a teraz masz go wyleczyć - odparł z nienawiścią w głosie.
- Skoro tak najpierw pomóż mi do niego podejść - zwróciłam się do niego próbując się unieść na nogi, rzucił mi poirytowane spojrzenie, po czym z widoczną niechęcią chwycił mnie pod niepokaleczoną rękę i podprowadził do psiny, a raczej zawlókł, bo prawie nie byłam w stanie poruszać nogami.
Najchętniej pewnie rzucił by mną o podłogę, ale że to ode mnie zależało życie jego psa nie mógł tego zrobić. Ze spokojem uklękłam obok owczarka. Wyglądał żałośnie. Cały się trząsł, skomlał i próbował wymiotować. Ignorował zawołania jego pana, lecz gdy ja uniosłam dłoń nad jego pyszczek, delikatnie wtulił się w nią. Posłałam psinie ciepły uśmiech. Zatruł się najpewniej jednym z grzybów. Och, nie chciałabym być w skórze pumy, gdy ją dorwę. Wyciągnęłam zza pasa kilka listków i jeden z naparów. Delikatnie przyspieszyłam magią wysuszanie liści, a po chwili skruszyłam je w palcach i dosypałam do naparu. Zamieszałam probówką kilka razy i wylałam część jej zawartości na dłoń, po czym podsunęłam pod pysk psiny. Niechętnie i nadal drżąc obwąchał ciecz oraz uniósł ku mnie wymęczony wzrok.
- Spróbuj. Wiem, że pachnie nieciekawie, ale to Ci pomoże - wyszeptałam, a drugą ręką podrapałam go delikatnie za uchem.
Delikatnie i powoli zaczął pić mi z ręki. Gdy udało mu się wypić całość pogłaskałam go po głowie i wskazałam by na razie się położył.
- Jemu życiu nic nie zagraża i za jakiś kwadrans powinno być z nim wszystko w porządku, ale najpewniej zmęczony torsjami zaśnie. - wyszeptałam lekko unosząc głowę w kierunku Luki.
Ponownie pomógł mi wstać i doprowadził mnie do kanapy. Usiadłam na niej wtulając się w narożnik i kładąc głowę na ramieniu tak, by widzieć psinę. Nadal kiepsko się czułam, ale przynajmniej zniechęciłam wampira do dalszego smakowania mojej krwi, która na nieszczęście normalnie jest niewyobrażalnie słodka. Latem po prostu nie mogę się odpędzić od komarów.
- Jak się nazywa? - spytałam zwracając wzrok ku chłopakowi
- Owczarek Niemiecki? - kiwnęłam głową - Echo - odparł cicho, także spoglądając na psa.
Strasznie było widać jak się o niego troszczy i martwi. Cały pokój był przepełniony jego niepokojem. Wykończona chyba nawet na równi z Echo zasnęłam niepostrzeżenie. Miałam ciężki sen, nawet burza nie byłaby w stanie mnie obudzić. A może nawet była tej nocy? Nie mam całkowitej pewności co do tego. Obudziłam się coś koło 3 w nocy. Chłopak siedział trochę dalej na krześle z kotem na kolanach. W pokoju dało się wyczuć mocną woń alkoholu.
- Nie dość, że wampir to do tego pijak - stwierdziłam pod nosem jeszcze niewybudzona do końca.
Nagle na kanapę wskoczył Echo i polizał mnie z radością po twarzy. Od razu się obudziłam i przytuliłam się do niego.
- Już się lepiej czujesz? Jak dobrze - powiedziałam cicho do psiny i przetarłam oczy.
Echo zeskoczył tak gwałtownie, że aż podskoczyłam, po czym podbiegł do swojego pana merdając ogonem. Ten niechętnie spojrzał na mnie, po czym na psa. Co dziwne czułam się o wiele lepiej, ale nadal byłam przeziębiona. To nie może oznaczać nic dobrego.
- Mogłabym skorzystać z łazienki Lucia? - zapytałam powoli dźwigając się na nogi.
Wskazał tylko na jedne z drzwi i wrócił do swojej szklanki z alkoholem. Może uraziłam go tą uwagą o pijaku? Raczej nie chciałabym mieć wrogów wśród wampirów. Powoli, lecz cicho przemknęłam do łazienki zamykając za sobą drzwi. Niestety nie miały blokady albo nie mogłam jej za nic znaleźć. Przejrzałam się lustrze. Wyglądałam jakbym przeżyła powódź. Przemoczona peleryna i ubrania, włosy stojące na wszystkie kierunki świata i czerwony świecący nos. Przemyłam twarz wodą i rękoma ułożyłam jakoś loki. Wyglądałam teraz jak na co dzień, tyle, że z katarem. Zdjęłam pelerynę i położyłam ją na małym stoliku. Wyciągnęłam z wewnętrznej kieszeni peleryny mały nożyk, którym nacięłam sobie płytko dłoń. Ostrożnie przyłożyłam ranę do ust i na zapas zrobiłam zniesmaczoną minę. Gdy tylko poczułam smak jak oparzona odsunęłam rękę od ust i wsadziłam pod zimną wodę. Słodka. Nie smakowała obrzydliwie, lecz tak jak zawsze. Zaklęcie musiało przestać działać przedwcześnie przez to, iż rzuciłam je będąc chorą. Martwiłam się brakiem zamku w drzwiach i z obawy już miałam rzucić na nie zaklęcie, gdy usłyszałam pukanie i znieruchomiałam wystraszona, a drzwi po chwili bez odpowiedzi zaczęły się powoli otwierać. Gdy były już w miarę szeroko zobaczyłam twarz Luki. Spojrzał na mnie, po czym na moją dłoń pod kranem. No to się wkopałam. Rana była bardzo płytka i niemalże od razu przestała krwawić. Szybko otarłam dłoń o jeden z ręczników i chwytając pod pachę pelerynę prześlizgnęłam się obok chłopaka.
- Nie wiesz, że nie wchodzi się komuś do łazienki bez pozwolenia? - rzuciłam zaniepokojona w przestrzeń kierując się do drzwi.
Mam nadzieję, że zaraz nie będę musiała się tłumaczyć z mojego wcześniejszego zaklęcia…

Luca?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz