10/11/2016

I've probably gathered all the energy to be the man I wanted to be | CD. Cassandry

Dym papierosowy wydobył się z jego ust, kiedy tylko opuścił pomieszczenie sklepu. Już nieraz słyszał, że jest człowiekiem zbyt podejrzliwym i we wszystkim widzi drugą twarz, lecz on miał na ten temat swoje własne, nigdy niezmienione zdanie. Intuicja, którą się posługiwał w dziewięćdziesięciu dziewięciu procentach bywała mu posłuszna i nigdy go nie zawodziła. Tak było i w tym przypadku. Albo dwie sprzedawczynie ze sklepu bawią się w jakieś nawiedzone wróżki, tudzież wyrocznie, albo na rzeczy jest coś znacznie więcej, a ich domek handlowy ma i drugie dno, które – nie ukrywał – ciekawiło go znacznie bardziej. Wyglądały na dość gadatliwe kobiety, typowe plotkary z dość małego miasteczka, które wiedziały wszystko i wszystkim. więc chłopak z satysfakcją mógł dopisać ten niewielki sklep do listy przydatnych informacji na temat Avenue. A nuż, przy kilku porcjach miłych słówek z jego strony, będą skłonne wyćwierkać Thomasowi coś więcej na temat ataków dzikich zwierząt, a chłopak był niemalże pewien, że mają swoją własną teorię na temat dziwnych zdarzeń mających miejsce w miasteczku. Postanowił jednak opuścić lokal i wrócić tam kiedy indziej, nie chciał wzbudzać zbyt dużych podejrzeń już w pierwszych kilku dniach pobytu w tej niewielkiej mieścinie. Miał też sporą nadzieję, że nie będzie musiał gościć też tutaj zbyt długo. O wiele bardziej sprzyjały mu klimaty Los Angeles, gdzie łatwiej mógł wtopić się w tłum gęstego, zabieganego tłumu, gdzie nikt nie zwracał uwagi na cichego, początkującego dziennikarza z wiecznie nieułożoną grzywką i wygórowanymi ambicjami. Zapracowani Amerykanie wśród murów tak dużej i dobrze prosperującej metropolii jak Miasto Aniołów nie mieli nawet czasu zastanawiać się, dlaczego człowiek, który bez oporów stawia im drinka w barze, pyta się ich o prywatne sprawy. A w Avenue? Czuł na sobie wzrok co drugiej osoby, którą mijał w wąskiej alejce czy też na przystanku, mieszkańcy od razu wyczuli w nim nowoprzybyłego, ba, fakt, że często można było spotkać go w kącie baru z długopisem i notesem w dłoniach dało niektórym wyraźnie do zrozumienia, że jest jednym z tych pieprzonych dziennikarzy, którzy kręcą się wszędzie tam, gdzie dzieje się coś podejrzanego.
Chłopak uśmiechnął się sam do siebie, z uczuciem satysfakcji wymalowanym na jego uśmiechniętej twarzy. Kątem oka dostrzegł niewielki kiosk, a gazety, które leżały na wystawie zwróciły jego uwagę niemalże od razu. Thomas zastukał do okienka bazarku, szczerząc się szeroko w stronę starszej kobiety.
– Poproszę jeden egzemplarz tej gazety. – Chłopak wskazał palcem na walającą się w rogu czarno-białą makulaturę. Starsza kobieta chwyciła jeden z egzemplarzy w dłoń ze skwaszoną miną.
– Niech pan tego nie czyta – mruknęła, ewidentnie wskazując na jeden z mniejszych nagłówków w rogu strony tytułowej. ˜– Większych bredni nie czytałam – dodała, wzdychając ciężko. Wzięła łyk kawy i zasunęła małe okienko, dając tym samym do zrozumienia, że nie ma zamiaru więcej wdawać się w rozmowę. Thomas wzruszył ramionami i oddalił się kilka kroków od niewielkiego kiosku, aby zbadać gazetę nieco dokładniej.
Ataki zwierząt, a może coś więcej? Mieszkańcy Avenue są coraz bardziej zaniepokojeni ilością ataków, do których dochodzi ostatnimi czasy na terenie miasteczka.

Mężczyzna usiadł przy barowej ladzie, jednym gestem dłoni przywołując barmana.
– Whisky – mruknął cicho, spuszczając zamyślony wzrok z pracownika, który już po kilku sekundach oddalił się w stronę zaplecza. Cały dzisiejszy dzień Thomas poświęcił na bliższe przyjrzenie się artykułowi napisanemu przez anonimowego autora. Nie mógł obejść się ze zdziwieniem, że ktokolwiek opublikował anonimowy artykuł w miejskiej gazecie. Równie dobrze ktoś mógł robić sobie żarty albo chcieć nastraszyć ludność. Jednakże słowa zawarte w gazecie były dość wiarygodne, mimo – według wszystkich dookoła – nieprawdopodobnych zdarzeń w tymże tekście opisanych.
Z zamyślenia wyrwał młodego dziennikarza dźwięk stawianej na blacie szklanki z whisky. Thomas upił łyk, zanosząc się nagłą rozkoszą wypełniającą jego kupki smakowe. Odwrócił delikatnie głowę, aby rozejrzeć się po lokalu. Nie musiał jednak długo wodzić wzrokiem, ponieważ w ułamku sekundy jego spojrzenie zatrzymało się na wysokiej blondynce, którą spotkał dzisiejszego dnia w tajemniczym sklepie. Bez zastanowienia podniósł się z ówcześnie zajmowanego miejsca, chwytając w dłoń szklankę pełną trunku, po czym ruszył w stronę kobiety.
– Znowu się spotykamy – powiedział, uśmiechając się do rozmówczyni tajemniczo. Ta spojrzała na niego niechętnie, choć dostrzegł w jej twarzy lekkie zaskoczenie. – Mogę wybaczyć ci to, że nazwałaś mnie bałwanem... – W tym momencie dziewczyna uniosła lekko jedną z brwi, jak gdyby przekonana do tej pory o fakcie, że nie słyszał, jakim ,,pięknym" określeniem opisała go dziś w sklepie. Jako dziennikarz odznaczał się bardzo dobrym słuchem, spostrzegawczy też był, a podzielność uwagi to umiejętność, która towarzyszyła mu w każdej sekundzie życia. – ...Ale tylko jeśli napijesz się ze mną dobrego, mocnego whisky – dodał, zajmując miejsce koło blondynki, na twarzy której nadal malowała się obojętność.
– Podać coś jeszcze? – Ciszę przerwał barman, który po raz kolejny pojawił się przy ladzie. Thomas jednym dorodnym łykiem opróżnił swoją szklankę, po czym odezwał się radośnie w stronę mężczyzny:
– Dwie whisky, trochę mocniejsze.
Był niemal pewien, że kobieta świdruje go teraz na wylot pełnym zniesmaczenia spojrzeniem. Nie dość, że palacz, to jeszcze pieprzony alkoholik!
– Jestem Thomas – zagaił chłopak, chcąc przerwać głuchą ciszę miedzy nimi, a tym samym sprawić, by blondynka w końcu nieco odpuściła. – Mieszkasz tu?

Cassandra?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz