10/14/2016

I'm feeling sexy, I'm like oh | Do Thomasa

Lucia Balamonte miał akurat wolny wieczór, to znaczy wieczór taki, w którym nie miał nic konstruktywnego do robienia. Właściwie taki czas trafiał mu się często, na co, broń Boże, nie narzekał. Zamiast więc kolejny raz siedzieć w domu, za towarzystwo mając jedynie zwierzęta, czy też uganiać się za spitymi nastolatkami (tudzież za biednymi zagubionymi turystami), a potem mieszać ich krew z alkoholami, postanowił wyjść na miasto w celach czysto rozrywkowych. Za cel obrał sobie jeden z większych, dobrze prosperujących barów, słynących jednocześnie z chętnego na wszystko towarzystwa. Nie chodziło mu jednak tylko o młode dziewczyny lub chłopców, chociaż, prawdę mówiąc, był to naprawdę miły dodatek. Przede wszystkim wybierał się posłuchać, cóż nowego się kroi.
Wszedł do neonowo oświetlonego lokalu i już od wejścia uderzył w niego duszny zapach mieszaniny dymu z papierosów, alkoholu lejącego się dzisiejszej nocy litrami i zgrzanych ciał. Przeszedł przez pomieszczenie z dumnie uniesioną głową, pusząc się co prawda niezbyt okazałym, aczkolwiek nadal bajecznie efektownym wisiorkiem z błyszczącym szafirem, który błyskał zachęcająco do chciwych jak zwykle ludzi. Lucia czuł się dzisiaj świetnie, tak samo według siebie wyglądał i gdyby ktokolwiek zapytał go, jak może czuć się milion dolarów, odpowiedziałby bez wahania. Usiadł przy barze na wysokim krzesełku, założył nogę na nogę, podparł bladą twarz dłońmi i uśmiechnął się rozbrajająco do jakiejś młodej barmaneczki, sprawiając, że dziewczę natychmiastowo zapłonęło rumieńcem.
- Co panu podać? – wydusiła z siebie.
- Whisky z lodem, sarenko. I zawołaj szefa, powiedz mu, że przyszedł dobry znajomy – polecił, widząc, jak młódka z zapałem zabiera się do spełniania poleceń. Musiał przyznać, że z roku na rok kokietowanie ludzi robiło się coraz łatwiejsze. Niedługo potem z zaplecza wytoczył się tęgi, brodacz ze stalowym spojrzeniem. Rozjaśnił oblicze na widok wampira.
- Dawno cię nie widziałem, Lucia – rzucił i usadowił się naprzeciwko prawie Włocha. Ten ze spokojem upił łyk swojego alkoholu. Z mężczyzną znał się już kawał czasu, był jednym z tych nielicznych ludzi, którzy orientowali się w sytuacji miasta. Nie można było nazwać ich przyjaciółmi, obydwaj zazdrośnie strzegli swoich tajemnic i dbali o własną skórę, mimo to utrzymywali kontakt, z czysto egoistycznych powodów. Severin, bo tak nazywał się właściciel, zapewniał sobie jako takiego ochroniarza i co ważniejsze ciekawostki ze świata nadprzyrodzonego, natomiast Balamonte zawsze mógł liczyć na świeżą krew, zniżki na alkohol i całkiem niezłe alibi w razie konieczności.
- Jak tam zdrowie, staruszku? – zagaił krwiopijca. Brodacz uśmiechnął się krzywo.
- Jestem od ciebie młodszy, pijawko – mruknął cicho w odpowiedzi.
- I trzymasz się gorzej, jak zdążyłem zauważyć – odciął tamten, unosząc brwi i przesuwając wzrokiem po piwnym brzuchu Severina. Szef zaperzył się sztucznie gotowy wygłosić kolejny komentarz, jednak powstrzymał się, kiedy dostrzegł jak jego znajomy klient, unosi blady palec do nadal uśmiechniętych ust.
- Wstrzymaj konie. Ściany mają uszy – rzucił lekko i delikatnym ruchem głowy wskazał na siedzącego niedaleko młodego chłopaka, pozornie zainteresowanego swoją szklanką.
- Pogadamy przy najbliższej okazji — mruknął dodatkowo. Zsunął się z siedzenia. – A teraz mi wybacz, pójdę obejrzeć jakie panienki ściągnąłeś – rzucił mimochodem i wraz ze szklanką whisky ruszył do drugiej części lokalu. Uśmiechnął się do siebie, udając, że wcale nie widzi idącego za nim młodzieńca. Rozsiadł się na jednej z kanap, zagadując do roznegliżowanej młodej dziewczyny, która starała nie wbijać wzroku w błyszczący kamień szlachetny, zdobiący jego szyję tak jak robiły to jej koleżanki. Średnio jej to szło. Zajmował się właśnie nawijaniem jej włosów na palec, kiedy poczuł, że ktoś oklapł obok niego.
- Mogę ci zająć chwilę? – zagadnął chłopak, jeszcze niedawno siedzący przy barze. Luca odwrócił się w jego kierunku, cofając rękę od panienki, odganiając ją ruchem dłoni. Skrzywiła się na moment, zaraz potem przybrała obojętny wyraz twarzy i szybko się wycofała.
- Naturalnie, o cóż chodzi? – zapytał niewinnie.
- Znasz się z właścicielem? – zapytał bez owijania w bawełnę.
- Powiedzmy, a z kim mam przyjemność? – Luca oparł twarz na swojej dłoni i obrzucił go zaciekawionym spojrzeniem.  

Thomas? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz