Lucia zamieszał alkoholem, delikatnie poruszając nadgarstkiem i
jednocześnie podejrzliwie zerknął na kota, który w najlepsze mościł mu
się na kolanach. Kto wie, kiedy wstąpi w tego potwora wojowniczy
nastrój. Na razie nie wyglądał jednak groźnie, więc wampir z wahaniem
poklepał go po puchatej głowie. Za oknem rozległ się kolejny głośny
grzmot, skwitowany przez Echo nerwowym drgnięciem.
- Skąd go masz? Przybłąkał się do ciebie? – zagadnęła Rosie, szczelniej opatulając kocem siebie i psa.
- Ależ nie, kupiłem go z całkiem przyzwoitej hodowli. Był najmniejszy w miocie i jakoś nikt go nie chciał – powiedział i uśmiechnął się lekko. Przesunął wymownym wzrokiem po okazałym cielsku Owczarka. – Aż trudno uwierzyć, prawda? – dodał zaraz potem. Odpowiedziała mu uśmiechem i skinęła głową. Zerknął na przysypiającego kota, a kiedy uznał, że wszystko jest w porządku, oparł się wygodnie o oparcie kanapy. Upił łyk alkoholu i przymknął oczy.
- A kot? Też z hodowli? – rzuciła lekko. Chłopak odwrócił głowę, żeby na nią spojrzeć.
- On jest akurat znajdą. Ktoś podrzucił mi go pod dom, a kiedy uchyliłem drzwi, od razu władował się do środka. I jakoś tak się stało, że został – powiedział. Kolejny hałas wydany przez burzę zawisł w ciszy między nimi. Jeszcze następny uderzył niepokojąco niedaleko i nagle w całym domu zrobiło się ciemno. Luca westchnął ciężko.
- Powinienem był wcześniej przygotować jakieś świece albo latarki – stwierdził i z ociąganiem zgonił kota z kolan. Kier miauknął oburzony takim zachowaniem i powlókł się szukać ciepła u dziewczyny. Ostentacyjnie zasyczał na niewinnego psa i usadowił się u boku czarownicy, z powrotem zapadając w drzemkę. Lucia w tym czasie zapamiętale przeczesywał szuflady swojego domu, poszukując czegoś, co choć trochę rozświetliłoby wnętrze. Co jakiś czas robiło się całkowicie biało, kiedy światło błyskawic wpadało przez okna.
Dopiero po dobrych dziesięciu minutach trafił na dwie, nadtopione zresztą, świece. Wzruszył jednak ramionami – w końcu to już coś. Po cicho ruszył do kuchni po niewielki spodeczek, na którym mógłby je ustawić, żeby steryna nie skapywała na stolik. Znalezienie zapałek było już dużo mniejszym problemem. Wrócił więc do saloniku, zachodząc przy okazji Rosie od tyłu. Podniósł kosmyk jej włosów i uśmiechnął się złośliwie, kiedy dziewczyna wzdrygnęła się zaskoczona, jego nagłym pojawieniem się.
- Trochę ci się zeszło – powiedziała ostrożnie, odwracając lekko głowę do tyłu, chcąc na niego zerknąć.
- Taaak, nie mogłem znaleźć głupich świeczek – wyjaśnił i puścił jej włosy, które miękko opadły na kanapę. Z powrotem wrócił na swoje miejsce, ustawił podstawkę na stoliczku przy kanapie i zapalił świece. Dwa niewielkie płomyczki zatańczyły zgrabnie na knocie i otuliły pomieszczenie słabym, mdłym światełkiem.
- Tak lepiej? – zapytał dziewczynę.
- Zdecydowanie – odparła i zamilkła, żeby przeczekać huk grzmotu. Kot uniósł łepek wyrwany nagle ze snu, rozglądając się z zamyśleniem po pomieszczeniu. Potem miauknął, choć w opinii Luki brzmiało to raczej jak zachrypłe rzężenie, i ugryzł lekko Rosie w dłoń, domagając się uwagi. Następnie spróbował zaatakować pysk Echo pazurami i przejąć dla siebie całe jej kolana i najeżył się zaskoczony, gdy jego niedoszła ofiara kłapnęła dla niego zębami. Wampir uniósł brwi i uśmiechnął się krzywo.
- Lepiej wykorzystaj swoją rękę do zwierząt i je powstrzymaj, inaczej będziemy mieli tu mały Armagedon – ostrzegł. Wprawdzie zwierzaki nieczęsto wchodziły sobie w drogę i przeważnie były sobie obojętne, jednak Lucia nie raz widział już ich popisy. I zdecydowanie nie chciałby musieć się za nimi uganiać po całym domu w ciemności, nawet jeśli widział w niej doskonale.
- Skąd go masz? Przybłąkał się do ciebie? – zagadnęła Rosie, szczelniej opatulając kocem siebie i psa.
- Ależ nie, kupiłem go z całkiem przyzwoitej hodowli. Był najmniejszy w miocie i jakoś nikt go nie chciał – powiedział i uśmiechnął się lekko. Przesunął wymownym wzrokiem po okazałym cielsku Owczarka. – Aż trudno uwierzyć, prawda? – dodał zaraz potem. Odpowiedziała mu uśmiechem i skinęła głową. Zerknął na przysypiającego kota, a kiedy uznał, że wszystko jest w porządku, oparł się wygodnie o oparcie kanapy. Upił łyk alkoholu i przymknął oczy.
- A kot? Też z hodowli? – rzuciła lekko. Chłopak odwrócił głowę, żeby na nią spojrzeć.
- On jest akurat znajdą. Ktoś podrzucił mi go pod dom, a kiedy uchyliłem drzwi, od razu władował się do środka. I jakoś tak się stało, że został – powiedział. Kolejny hałas wydany przez burzę zawisł w ciszy między nimi. Jeszcze następny uderzył niepokojąco niedaleko i nagle w całym domu zrobiło się ciemno. Luca westchnął ciężko.
- Powinienem był wcześniej przygotować jakieś świece albo latarki – stwierdził i z ociąganiem zgonił kota z kolan. Kier miauknął oburzony takim zachowaniem i powlókł się szukać ciepła u dziewczyny. Ostentacyjnie zasyczał na niewinnego psa i usadowił się u boku czarownicy, z powrotem zapadając w drzemkę. Lucia w tym czasie zapamiętale przeczesywał szuflady swojego domu, poszukując czegoś, co choć trochę rozświetliłoby wnętrze. Co jakiś czas robiło się całkowicie biało, kiedy światło błyskawic wpadało przez okna.
Dopiero po dobrych dziesięciu minutach trafił na dwie, nadtopione zresztą, świece. Wzruszył jednak ramionami – w końcu to już coś. Po cicho ruszył do kuchni po niewielki spodeczek, na którym mógłby je ustawić, żeby steryna nie skapywała na stolik. Znalezienie zapałek było już dużo mniejszym problemem. Wrócił więc do saloniku, zachodząc przy okazji Rosie od tyłu. Podniósł kosmyk jej włosów i uśmiechnął się złośliwie, kiedy dziewczyna wzdrygnęła się zaskoczona, jego nagłym pojawieniem się.
- Trochę ci się zeszło – powiedziała ostrożnie, odwracając lekko głowę do tyłu, chcąc na niego zerknąć.
- Taaak, nie mogłem znaleźć głupich świeczek – wyjaśnił i puścił jej włosy, które miękko opadły na kanapę. Z powrotem wrócił na swoje miejsce, ustawił podstawkę na stoliczku przy kanapie i zapalił świece. Dwa niewielkie płomyczki zatańczyły zgrabnie na knocie i otuliły pomieszczenie słabym, mdłym światełkiem.
- Tak lepiej? – zapytał dziewczynę.
- Zdecydowanie – odparła i zamilkła, żeby przeczekać huk grzmotu. Kot uniósł łepek wyrwany nagle ze snu, rozglądając się z zamyśleniem po pomieszczeniu. Potem miauknął, choć w opinii Luki brzmiało to raczej jak zachrypłe rzężenie, i ugryzł lekko Rosie w dłoń, domagając się uwagi. Następnie spróbował zaatakować pysk Echo pazurami i przejąć dla siebie całe jej kolana i najeżył się zaskoczony, gdy jego niedoszła ofiara kłapnęła dla niego zębami. Wampir uniósł brwi i uśmiechnął się krzywo.
- Lepiej wykorzystaj swoją rękę do zwierząt i je powstrzymaj, inaczej będziemy mieli tu mały Armagedon – ostrzegł. Wprawdzie zwierzaki nieczęsto wchodziły sobie w drogę i przeważnie były sobie obojętne, jednak Lucia nie raz widział już ich popisy. I zdecydowanie nie chciałby musieć się za nimi uganiać po całym domu w ciemności, nawet jeśli widział w niej doskonale.
Rosie?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz