10/24/2016

"Its heart beats fast now. It knows."| Do Aidena


-Owieczko, opowiedz mi coś- wilk odezwał się swoim strasznym głosem. Spojrzał na nią wzrokiem spokojnym i zarazem pełnym szacunku. 
 -Był sobie blady człowiek z czarnymi włosami, który był bardzo samotny- zaczęła Owieczka.
- Dlaczego był sam?- spytał.
-Wszystkie rzeczy musiały się z nim spotkać, więc... zaczęły go unikać.
- Czy chciał je ścigać?
-Wziął więc topór i rozciął się w pół, równo przez środek.
- Żeby zawsze miał przyjaciela?
- Żeby zawsze miał przyjaciela...

_________________________________________________

 Budzik zerwał ją z objęć, nie zawsze dobrego, Morfeusza. Była godzina 9:30. Dzisiaj był ślub, który Vayne musiała uwiecznić na fotografiach. Zwykle nie przyjmowała takich ofert pracy, ale nie miała zbytniego wyboru. Zarabiać na dom jakoś musi. Nie to żeby to było złe. Po prostu nie przepadała na migdalącymi się parami na sam swój widok. To takie słodkie, że czasem ma ochotę zwrócić swój obiad. Dlatego jakoś sobie obiecała, że nigdy nie wyjdzie za mąż. Woli życie jako stara panna z kotami. Mniejsze wydatki. Przygotowała potrzebny jej sprzęt, który zapakowała od razu w samochód. Nie mogła jednak sama jechać w byle czym.Ubrała się w czarne spodnie i koszulę w kolorze brudnej bieli. Spojrzała na siebie w lustrze i westchnęła głośno.
- Do czego oni mnie zmuszają?- mruknęła sama do siebie. Dłonią wyprasowała koszulę i z niechęcią wzięła kluczyki od auta. Wolała już mieć to za sobą. Nie miała w zwyczaju jedzenia śniadań, dlatego też nie zrobiła tego i teraz.  Nie zamierzała jednak spędzić tam dużo czasu. Chciała jeszcze gdziekolwiek wyjść wieczorem i nie miała zamiaru z tego rezygnować. Zaplanowała już sobie wieczór ze swoją przyjaciółką.

* * *

Jak zwykle piły z przyjaciółką w tym samym barze o tej samej porze. Vayne pokazywała jej zdjęcia, które zrobiła na sesji po ślubie. Nie wyszły najgorzej. Para młoda prezentowała się nieźle nawet bez retuszu. Była dość dumna z tych zdjęć. Co tu się w sumie dziwić. Uśmiechnęła się, widząc przytaknięcie rudowłosej Zoe. Odsunęła chudziutką dłonią spory aparat.
- No nieźle, szukałaś może pracy w okolicy?- spytała kończąc już trzecią szklankę whiskey. Blondynka zerknęła na przyjaciółkę.
- Nie sądzisz, że ci już starczy?- uniosła jedną brew pytająco.
- Nie, ale muszę iść do łazienki-zaśmiała się. Wstała chwiejnym krokiem. Gdy tylko odprowadziła ją wzrokiem zajrzała na ekran telefonu. Musiały zaraz wychodzić. Tylko, że ona nie wracała. Dopiero po pół godzinie Vayne wstała niechętnie z miejsca, chcąc jej poszukać. W łazience jej nie było. Spytała ochroniarza czy jej nie widział. W końcu łatwo zauważyć te rude coś na głowie. I faktycznie. Widział ją. Pokazał jej tylne drzwi. Powiedział, że jakiś mężczyzna pomógł jej wyjść na zewnątrz by się przewietrzyła. Skinęła, dziękując w ten sposób i wyszła. Sparaliżowało ją dość szybko. Widziała, jak jakiś typ wysysa krew z jej przyjaciółki. W panice chwyciła kubeł od kosza i rzuciła metalowym przedmiotem z jego główkę, pokrytą czarną czupryną. Błyskawicznie znalazł się przy niej. Kątem oka dostrzegła leżącą na ziemi przyjaciółkę. Złapał jej nadgarstki i zacisnął nad głową. Nie miał problemów z unieruchomieniem jej. Jedyne co jej przyszło do głowy był głupi, ale mógł się udać. Kopnęła go, więc między nogi. Z zaskoczenia zsunął dłoń z jej twarzy. Wtedy nabrała powietrza, aby krzyknąć.
 No więc. Panie Aiden'ie zabij mnie za długość ok. 

Cytat postaci Kindred.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz