10/31/2016

Od Rosalie cd. Luki

Nie spodziewałam się, że zaczniemy rozmawiać, a tym bardziej na jakieś normalne tematy. Jednak tak się stało. Siedzieliśmy na kanapie otuleni ciepłym światłem ognia. Muszę przyznać, że teraz nie wyglądał na aż takiego strasznego. Chyba nie powinnam tak myśleć.. prawda? W końcu to tylko wygłodniały wampir rządny mojej krwi. A szkoda.. wydaje się być nawet całkiem.. miły? Nie to nie możliwe. Na pewno próbuje mnie tylko zwieść bym straciła czujność. Z drugiej strony nienawidzę wampirów, a jednak nawet przyjemnie mi się z nim rozmawia i przebywa. Od dawna nie rozmawiałam z kimś o czymś innym niż leki czy napary podczas sprzedawania ich. Chciałabym tylko żeby przestał być taki sztuczny. Nie widziałam w jego oczach jeszcze nawet jednego, prawdziwego i szczerego uśmiechu. Jestem pewna, że taki uśmiech byłby naprawdę piękny…
- A ty wiedźmo? - zapytał ze sztucznym ciepłem w głosie - Na co dzień ratujesz wampirom zwierzęta, czy też masz jakieś inne zajęcia? - dodał
Zaśmiałam się cicho puszczając kocyk i kładąc stopy na ziemi. Spojrzałam na swoje blade dłonie, a potem za okno przyglądając się kołyszącym na wietrze drzewom.
- Ogólnie nie przepadam za wampirami z chyba wiadomego powodu, więc raczej na co dzień nie mam dotyczenia z ich podopiecznymi - odparłam ze śmiechem, po czym wesoło uśmiechnęłam się do chłopaka, który odpowiedział tym samym, lecz bardziej sztucznym - Przeważnie nawet nie ruszam się z domu. Jedynie nocą by nazbierać trochę ziół i grzybów. Jestem taką „naturalną farmaceutką” jeśli można to tak nazwać. Po prostu wytwarzam dużo rodzajów leków i naparów z tego co kupię u lokalnych kupców lub znajdę w lesie. Miło mi się tak żyje, chociaż czasem brakuje jakiejś gęby do której można się odezwać i pomarudzić ile to znowu razy się nie poparzyłam czy pokłułam igłą. - westchnęłam cicho znowu spuszczając głowę i patrząc na dłonie
- Robisz leki? Niby jak? - zapytał wpatrując się we mnie
Wyciągnęłam zza paska jeszcze jeden listek, po czym schowałam go w dłoniach.
- O tak - powiedziałam cicho, po czym otwarłam dłonie
Listek cicho uniósł się kilka centymetrów nad moje ręce i zawisnął w powietrzu. Trzymając pod nim jedną dłoń skruszyłam delikatnie drugą ogonek i rogi rośliny. Drobny pyłek, który do niczego się nie nadawał schowałam z powrotem, a sam listek przykryłam ponownie dłońmi. Potarłam nimi kilka razy, a gdy je odkryłam na jednej z nich ułożyła się mała jasnozielona grudka. Pochyliłam się i zdmuchnęłam jedną ze świec. Zanurzyłam palec w roztopionym wosku i wymieszałam go z małą grudką. Po chwili miałam na dłoni coś w rodzaju maści, ale było jej na tyle mało, że mieściła mi się na jednym palcu.
- Co to takiego? - zagadnął Lucia
- Maść, która może uleczyć wszelkie, nawet najgłębsze cięte rany - powiedziałam to z taką ekscytacją, że moje oczy wręcz się zaświeciły
- Serio? - spojrzał na mnie jak na nienormalną
- Nie, to zwykły krem nawilżający - odparłam i maznęłam go po nosie
Wampir skrzywił się, a ja rozłożyłam się na kanapie płacząc ze śmiechu. Zanim zdążył mnie dorwać zerwałam się i pochwyciłam wygasłą świecę. Teraz cały pokój był oświetlony, więc nie miałam problemu z dotarciem do parapetu. Jedna z roślinek miała kwiaty. Zerwałam z niej trzy najmniejsze i parę listków. Położyłam wszystko na stoliku i przyklękłam przy nim, gdy Lucia zaglądał mi przez ramię i przyglądał się co robię. Otuliłam kwiaty i liście dłońmi. Lekka łuna przebijała się przez moje palce, a gdy je wzięłam rośliny stały się białe, a dokładniej woskowe. Przykładałam je staranie jeden po drugim do świecy tak by się w niej zatopiły. Na koniec otuliłam świecę dłońmi. Na knocie pojawiła się mała iskierka ognia, a gdy się już rozpaliła wnętrze świecy, a w tym kwiaty zapłonęły ciepłym światłem. Uniosłam ją delikatnie i pokazałam chłopakowi.

Luca? Co ty na to?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz