Ech, durna zazdrosna puma. Nadal miałam mroczki i ledwo
widziałam zarys cierpiącego psa, lecz nie wydawało się to zbyt groźne.
Substancje, które działają szybko albo zabijają na raz albo nie zagrażają
życiu. Ale przynajmniej przekonałam się, że bardzo mu zależy na tej psinie.
- Przez spokój mam rozumieć, że nie będziesz więcej
próbował zasmakować mojej krwi? - zapytałam jakby obudzona ze snu.
- Niech będzie wiedźmo, a teraz masz go wyleczyć - odparł z
nienawiścią w głosie.
- Skoro tak najpierw pomóż mi do niego podejść - zwróciłam
się do niego próbując się unieść na nogi, rzucił mi poirytowane spojrzenie, po
czym z widoczną niechęcią chwycił mnie pod niepokaleczoną rękę i podprowadził
do psiny, a raczej zawlókł, bo prawie nie byłam w stanie poruszać nogami.
Najchętniej pewnie rzucił by mną o podłogę, ale że to ode
mnie zależało życie jego psa nie mógł tego zrobić. Ze spokojem uklękłam obok
owczarka. Wyglądał żałośnie. Cały się trząsł, skomlał i próbował wymiotować.
Ignorował zawołania jego pana, lecz gdy ja uniosłam dłoń nad jego pyszczek, delikatnie
wtulił się w nią. Posłałam psinie ciepły uśmiech. Zatruł się najpewniej jednym
z grzybów. Och, nie chciałabym być w skórze pumy, gdy ją dorwę. Wyciągnęłam zza
pasa kilka listków i jeden z naparów. Delikatnie przyspieszyłam magią
wysuszanie liści, a po chwili skruszyłam je w palcach i dosypałam do naparu.
Zamieszałam probówką kilka razy i wylałam część jej zawartości na dłoń, po czym
podsunęłam pod pysk psiny. Niechętnie i nadal drżąc obwąchał ciecz oraz uniósł
ku mnie wymęczony wzrok.
- Spróbuj. Wiem, że pachnie nieciekawie, ale to Ci pomoże -
wyszeptałam, a drugą ręką podrapałam go delikatnie za uchem.
Delikatnie i powoli zaczął pić mi z ręki. Gdy udało mu się
wypić całość pogłaskałam go po głowie i wskazałam by na razie się położył.
- Jemu życiu nic nie zagraża i za jakiś kwadrans powinno być
z nim wszystko w porządku, ale najpewniej zmęczony torsjami zaśnie. -
wyszeptałam lekko unosząc głowę w kierunku Luki.
Ponownie pomógł mi wstać i doprowadził mnie do kanapy.
Usiadłam na niej wtulając się w narożnik i kładąc głowę na ramieniu tak, by
widzieć psinę. Nadal kiepsko się czułam, ale przynajmniej zniechęciłam wampira
do dalszego smakowania mojej krwi, która na nieszczęście normalnie jest
niewyobrażalnie słodka. Latem po prostu nie mogę się odpędzić od komarów.
- Jak się nazywa? - spytałam zwracając wzrok ku chłopakowi
- Owczarek Niemiecki? - kiwnęłam głową - Echo - odparł cicho, także spoglądając na psa.
Strasznie było widać jak się o niego troszczy i martwi. Cały
pokój był przepełniony jego niepokojem. Wykończona chyba nawet na równi z Echo
zasnęłam niepostrzeżenie. Miałam ciężki sen, nawet burza nie byłaby w stanie
mnie obudzić. A może nawet była tej nocy? Nie mam całkowitej pewności co do
tego. Obudziłam się coś koło 3 w nocy. Chłopak siedział trochę dalej na krześle
z kotem na kolanach. W pokoju dało się wyczuć mocną woń alkoholu.
- Nie dość, że wampir to do tego pijak - stwierdziłam pod
nosem jeszcze niewybudzona do końca.
Nagle na kanapę wskoczył Echo i polizał mnie z radością po
twarzy. Od razu się obudziłam i przytuliłam się do niego.
- Już się lepiej czujesz? Jak dobrze - powiedziałam cicho do
psiny i przetarłam oczy.
Echo zeskoczył tak gwałtownie, że aż podskoczyłam, po czym
podbiegł do swojego pana merdając ogonem. Ten niechętnie spojrzał na mnie, po
czym na psa. Co dziwne czułam się o wiele lepiej, ale nadal byłam przeziębiona.
To nie może oznaczać nic dobrego.
- Mogłabym skorzystać z łazienki Lucia? - zapytałam powoli
dźwigając się na nogi.
Wskazał tylko na jedne z drzwi i wrócił do swojej szklanki z
alkoholem. Może uraziłam go tą uwagą o pijaku? Raczej nie chciałabym mieć
wrogów wśród wampirów. Powoli, lecz cicho przemknęłam do łazienki zamykając za
sobą drzwi. Niestety nie miały blokady albo nie mogłam jej za nic znaleźć.
Przejrzałam się lustrze. Wyglądałam jakbym przeżyła powódź. Przemoczona
peleryna i ubrania, włosy stojące na wszystkie kierunki świata i czerwony
świecący nos. Przemyłam twarz wodą i rękoma ułożyłam jakoś loki. Wyglądałam
teraz jak na co dzień, tyle, że z katarem. Zdjęłam pelerynę i położyłam ją na
małym stoliku. Wyciągnęłam z wewnętrznej kieszeni peleryny mały nożyk, którym
nacięłam sobie płytko dłoń. Ostrożnie przyłożyłam ranę do ust i na zapas
zrobiłam zniesmaczoną minę. Gdy tylko poczułam smak jak oparzona odsunęłam rękę
od ust i wsadziłam pod zimną wodę. Słodka. Nie smakowała obrzydliwie, lecz tak
jak zawsze. Zaklęcie musiało przestać działać przedwcześnie przez to, iż rzuciłam je będąc chorą. Martwiłam się brakiem zamku w drzwiach i z obawy już miałam rzucić
na nie zaklęcie, gdy usłyszałam pukanie i znieruchomiałam wystraszona, a drzwi po
chwili bez odpowiedzi zaczęły się powoli otwierać. Gdy były już w miarę szeroko
zobaczyłam twarz Luki. Spojrzał na mnie, po czym na moją dłoń pod kranem. No to
się wkopałam. Rana była bardzo płytka i niemalże od razu przestała krwawić.
Szybko otarłam dłoń o jeden z ręczników i chwytając pod pachę pelerynę prześlizgnęłam
się obok chłopaka.
- Nie wiesz, że nie wchodzi się komuś do łazienki bez
pozwolenia? - rzuciłam zaniepokojona w przestrzeń kierując się do drzwi.
Mam nadzieję, że zaraz nie będę musiała się tłumaczyć z
mojego wcześniejszego zaklęcia…
Luca?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz