10/14/2016

Od Cass cd. Thomasa

Po jego ostatnich słowach postanowiłam to jeszcze raz przemyśleć. Może naprawdę nie ma złych zamiarów? Tyko... To przecież dziennikarz! W 98% interesują go ataki zwierząt. Ja nie mogę, po prostu nie mogę nic na ten temat powiedzieć, a najlepiej by było, jakby on też nic nie wiedział... Mimo wszystko postanowiłam zmienić taktykę. Westchnęłam i wypiłam już całe whisky, a on poszedł w moje ślady. Przewróciłam oczami.
- No dobra... - uśmiechnął się. - W takim razie co chcesz o mnie wiedzieć? - wymusiłam uśmiech
- Odpowiesz na każde pytanie? Nie wiem teraz, które wybrać... - odparł coraz bardziej się uśmiechając.
- Nie bądź jak dziecko, to chyba jasne, że niektórych pytań się po prostu nie zadaje... - powiedziałam, a widząc, że chce coś powiedzieć dodałam: - Nie, nie powiem Ci ile mam lat - zaśmiał się, a ja również się uśmiechnęłam.
- Jednak potrafisz być normalna... Teraz już rozumiem powiedzenie "Kobieta zmienną jest" - westchnął i przewrócił oczami. Mimo, iż nie zapowiadało się źle i tak miałam złe przeczucia, ale już trudno. Sama nie lubię się zadawać z nudnymi i ponurymi ludźmi, więc sama taka być nie mogę. Po chwili doszłam do wniosku, że chłopak, a właściwie już mężczyzna zastanawia się jakie pytanie mi zadać, dlatego przygotowałam się psychicznie i czekałam.
- No wiesz... Chciałbym przede wszystkim wiedzieć, jak masz na imię - zaczął.
- Cassandra, ale możesz mi mówić Cass - odparłam krótko.
- A mogę również Cassy? - kiwnęłam głową - Gdzie mieszkasz?
- W Avenue - uniosłam brwi.
- No tak - zaśmiał się. - Jakbyś mnie szukała...
- Wątpliwe - spojrzał na mnie.
- Jakbyś mnie szukała... Wynająłem mieszkanie w centrum, na Boar Street - powiedział trochę niepewnie.
- Zwykle tamtędy nie przechodzę, mieszkam zupełnie po drugiej stronie - z jednej strony odetchnęłam z ulgą, a z drugiej zaczęłam się zastanawiać do czego ta znajomość mogłaby mi się przydać.
- Wiesz gdzie to?
- Oczywiście, mieszkam tu od 19 lat - uśmiechnęłam się.
- Bez urazy, ale wyglądasz na nieco więcej... - zaśmiałam się. Szczerze, zaimponował mi umiejętnością "przypadkowego" wydobywania informacji.
- Urodziłam się w Nowym Orleanie - wyjaśniłam. Pokiwał głową, na znak, że jeszcze nadąża. Właściwie, nie było powodu, dla którego miałby nie nadążać. W końcu jeszcze się bardzo nie rozgadałam.
- Chcesz jeszcze whisky? - zaproponował
- Nie, dzięki... Może innym razem - uśmiechnęłam się.
- Trzymam za słowo - powiedział odwzajemniając uśmiech. - Masz rodzeństwo?
- Siostrę, również jest... blondynką, jest wyższa ode mnie i mieszka z matką - oświadczyłam z trudem wychodząc z tej sytuacji. Właściwie nawet nie wiem dlaczego chciałam mu powiedzieć, że moja siostra jest czarownicą. To nawet nie mogło być przyzwyczajenie, bo przecież z nikim w ten sposób nie rozmawiam.Wiedziałam, że zapyta o ojca, dlatego wyręczyłam go. - Tata odszedł.
- Przykro mi - taak... I te sztuczne wyrazy współczucia "bo tak wypada". Jak ja to kocham! I tak oboje dobrze wiemy, że ma to gdzieś. Chyba....
- Rozstaliśmy się w zgodzie, historia na inną okazję, albo wcale - uśmiechnęłam się. Ta rozmowa wydawała mi się chora.
- A Ty mieszkasz...
- Mówiłam Ci już, że nie podam adresu, stare budynki...
- Nie o to mi chodzi - zaśmiał się. - Powiedziałaś, że Twoja siostra mieszka z matką...
- Ah! Chodzi Ci o to, czy kogoś mam? - uniosłam brwi i zaśmiałam się
- Niekoniecznie... Możesz przecież mieszkać z przyjaciółką... - starał się wybrnąć z niezręcznej sytuacji.
- To niczego nie zmienia - nastąpiła chwila ciszy, po czym zaśmialiśmy się. Szczerze, nie interesowało mnie jakiej jest orientacji i czy inne toleruje. Nie widziałam potrzeby, żeby się nad tym roztrząsać. Nie mogę powiedzieć, że rozmawiało mi się z nim dobrze. Nie było tak, chociaż bardzo chciałam, żeby tak to wyglądało. Musiałam się przez cały czas pilnować. Ważyć każde słowo. To było tortury, chociaż przyznam, że gdyby nie był ciekawskim dziennikarzem, a zwłaszcza nieświadomym  człowiekiem, mogłabym go polubić. Miałam zamiar na sam koniec tego "spotkania" dać mu jasno do zrozumienia, żeby nie stawał się częścią tego psychicznego miasta, bo to się może źle skończyć nie tylko dla niego, ale nie mogłam. Po prostu po raz pierwszy zabrakło mi języka w gębie. Spojrzałam na zegarek i udałam, że się zasiedziałam. Nie była to prawda, nie raz siedziałam w barze jeszcze dłużej. Bałam się, że palnę coś niepotrzebnie, zwłaszcza po tym whisky. Rzuciłam coś w stylu, że muszę iść. Wydawało mi się, że coś jeszcze powiedział, ale ja wręcz wybiegłam stamtąd. Gdy tylko wyszłam obiło się o mnie świeże, zimne powietrze. Ja tak kocham to uczucie! Rozejrzałam się i spokojnym krokiem ruszyłam do siebie, no, może trochę naokoło...

Thomas?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz