10/14/2016

Od Luki cd. Rosalie

Chłopak uniósł brwi i rzucił krzywe spojrzenie dziewczynie, która pośpiesznie otarła nadgarstek w ręcznik. Na białej ściereczce pozostała bladoczerwona smuga, pachnąca jak cukier w najczystszej postaci. A przynajmniej takie tylko porównanie mu do głowy przychodziło. Oparł się leniwie o framugę drzwi, nie spuszczając wzroku.
- Zazwyczaj osoby, którym wchodziłem do łazienki, nie miały nic przeciwko i były bardzo zadowolone – mruknął z przekąsem. Poczuł przyjemne ukłucie satysfakcji, widząc na jej twarzy zażenowanie. Prześlizgnęła się obok niego, zostawiając za sobą przyjemną woń krwi. Wzdrygnął się i napiął mięśnie, jakby chcąc na nią skoczyć, jednak zaraz potem odsunął od siebie te myśli. Wzięcie sobie od razu wszystkiego wydawało mu się dzisiaj niezmiernie nudne, a zabawa w kotka i myszkę kusiła o wiele bardziej. Podreptał więc za nią do salonu, trzymając się niebezpiecznie blisko, ot tak, żeby ją zwyczajnie zestresować. Echo podniósł głowę z posłania, jednak zaraz potem zwinął się z powrotem w kłębek, uznając, że nic ciekawego się nie dzieje. Luca podejrzewał też, że gdyby nawet postanowił zbryzgać podłogę krwią jasnowłosej, pies nie przestraszyłby się – widział już w swoim życiu gorsze rzeczy. Zamiast tego uaktywnił się natomiast Kier, który bezceremonialnie władował się na kuchenny blat i z całą swoją zapamiętałością jął zrzucać z niego każdy możliwy przedmiot. Wampir syknął rozeźlony tym popisem kociej złośliwości i bez ostrzeżenia chwycił kota. Ten wydał z siebie wściekły warkot, którego nie powstydziłby się niejeden większy zwierz. Lucia mruknął coś na to niewyraźnie i puścił pupila na ziemię, a zaraz potem nasypał mu suchej karmy. Futrzany spaślak rzucił się do miski, jakby co najmniej miał za sobą miesięczny post, ściągając na siebie powątpiewające spojrzenie właściciela.
- Uroczy – stwierdziła Rosalie. Wampir przeciągnął się.
- Tylko jeśli nie ma się go na co dzień – stwierdził. Przeszedł z powrotem do salonu i rozsiadł się wygodnie na kanapie. Mała czarownica najwyraźniej nie wiedząc co robić, także przycupnęła na meblu. Balamonte pochylił się lekko i zmierzył ją przenikliwym, chłodnym jak zawsze wzrokiem. Doskonale wiedział, że nijak nie da rady dobrać się do jej krwi, jeśli ma nie rzucać się na nią z kłami. Z drugiej jednak strony tak często ostatnio polował, że nie miał ochoty na powtarzający się schemat morderstwa. Uśmiechnął się do niej złudnie łagodnie. I stuknął palcem w czystą szklankę stojącą na ławie. Zadźwięczała przyjemnym, szklistym dźwiękiem.
- Może się czegoś napijesz? Mam bardzo dobrą Whisky – zaproponował miękko. Potrząsnęła lekko głową w odmowie. Lucia skupił swoje spojrzenie na jej oczach. Podobały mu się, nieczęsto zdarzało mu się spotykać istoty obdarzone tą jakże ciekawą cechą. Jego zainteresowanie nie miało jednak w sobie nic z głębszego uczucia – och nie, Luca Balamonte był chyba ostatnią osobą, którą można było posądzić o jakikolwiek przejaw romantyzmu. Miał w sobie natomiast coś z dziecka, które znalazło prawdziwy diament wśród tandetnych kolorowych szkiełek.
Wiatr zawył na dworze i niedługo potem lunął deszcz. W oddali rozbrzmiały groźne pomruki piorunów, a pies, który najwyraźniej zorientował się, co wisi w powietrzu, struchlał i wpełzł pod kanapę, szukając schronienia.
Luca w tym czasie podjął decyzję, że jeśli chce zaliczyć Rosalie do grona swoich ofiar będzie musiał podejść ją podstępem, wzbudzić zaufanie. Przecież nikt nie miał prawda oprzeć się jego urokowi, czyż nie?
- Cóż, w takim razie rozejrzę się za jakimś sokiem – stwierdził. W duchu dziękował sobie za to, iż z przyzwyczajenia trzymał w domu trochę ludzkich produktów, bo zdecydowanie nie sądził, żeby częstowanie jej krwią niewinnych istot mogło mu pomóc w osiągnięciu celu.

Rosalie?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz