11/01/2016

They say, “stay in your lane boy“ | CD. Cassandry

Zdradzenie kobiecie, którą znał zaledwie kilka minut swojego miejsca zamieszkania mogło być z jednej strony dość ryzykownym posunięciem. Ale z drugiej – jakby nie patrząc – szybko mógł przenieść się do innego miejsca, zupełnie niepostrzeżenie. Nigdy nie był sentymentalny i nigdzie nie gościł dłużej niż kilka miesięcy, a więc tym bardziej na stałe. To wyjaśnia fakt, dlaczego jego bagaże nadal stały nie do końca rozpakowane, w kącie mieszkania na Boar Street. 
Na jego skrytą w półmroku wypełniającym bar twarz, niemalże momentalnie zagościł delikatny, pełen satysfakcji uśmiech, kiedy z ust dziewczyny wypłynęło to jedno, interesujące go zdanie. 
'Mieszkam tutaj od dziewiętnastu lat' –  mruknęła Cassandra z ledwie zauważalnym (a jednak!) uśmiechem. Jego wyszczerz był na pewno o wiele szerszy niż jego rozmówczyni. Thomas z trudem ukrywał zadowolenie faktem, iż tak szybko udało mu się natrafić na osobę, która mieszka w Avenue już tyle lat – Cass była wręcz chodzącą skarbnicą informacji, na pewno wiedziała bardzo dobrze o wszystkich dziwnych wydarzeniach mających tutaj miejsce i miała już wysnutą na ich temat swoją własną teorię. Wyglądała na inteligentną – w każdym razie niegłupią, więc na pewno nie dała się nabrać na wszystkie brednie i kłamstwa, które rozpowiadają władze miasteczka. Thomas doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że ewidentnie ktoś stara się zatuszować dość istotny fakt, najpewniej w celu niewzbudzania paniki. No bo kto przyjechałby do Avenue wiedząc, że dzieją się tutaj niewyjaśnione zjawiska, a policja odnajduje w lasach ciała ludzi, pozbawione znacznej ilości krwi? 
Thomas wiedział, że łatwo nie będzie, lecz mimo to musiał spróbować wyciągnąć z blondynki chociaż namiastkę informacji, cokolwiek. Zdawał sobie sprawę z tego, że Cassandra najzwyczajniej w świecie mu nie ufała i odnosiła się do niego z wyraźnie odczuwalnym dystansem. Trudno było mu się dziwić – kobieta już po kilku pierwszych minutach, jak gdyby czytała w myślach, rozpoznała w nim dziennikarza. Owszem, mężczyzna przyjechał do Avenue głównie w poszukiwaniu ciekawych materiałów do jego artykułu, lecz nie oznacza to, że nie potrzebuje czasem zwykłej rozmowy w barze dla własnego odstresowania. Jak się jednak okazało – skrywanie swojej dziennikarskiej tożsamości przyszło mu z nadzwyczajnym trudem, a swoją osobą wzbudzał podejrzenia wielu mieszkańców Avenue. Na jego twarz niemalże momentalnie zawitał kpiący uśmieszek, kiedy wyobraził sobie swoją twarz na okładce Avenu'owskiej gazety z wielkim napisem: 'Podejrzany mężczyzna zawitał do Avenue – czego tak naprawdę chce?'. To byłoby, tak w sumie, dość zabawne, ale mogłoby też – w jakimś stopniu – zagrozić jego kwitnącej karierze. Karierze, która po opublikowaniu artykułu o Avenue miała osiągnąć punkt szczytowy. 
Po dość długiej wymianie zdań między Thomasem a Cassandrą, kobieta poderwała się nagle z miejsca, dopijając ostatni łyk mocnego trunku. Rzuciła tylko ciche 'muszę iść', po czym odwróciwszy się na pięcie, skierowała się w stronę drzwi wyjściowych z baru. Mężczyzna wzruszył tylko ramionami, chwytając w dłoń swoją porcję alkoholu.
– Do zobaczenia. – Młody dziennikarz uśmiechnął się tajemniczo, lecz widząc, że dziewczyna dosłownie wybiega z lokalu, odwrócił się na barowym stołku w stronę blatu. Zawahał się przez chwilę, kiedy przez jego głowę przeszła myśl o śledzeniu tajemniczej blondynki, lecz kiedy uświadomił sobie, iż może zaprzepaścić szansą na zdobycie jej zaufania – zrezygnował z tego zamiaru. Westchnął więc cicho, przywołując gestem dłoni barmana.
– Jeszcze jednego proszę.

*

Rozejrzał się dookoła, po czym pewnie przekroczył próg niewielkiego sklepu. Obrał go sobie za cel już pierwszego dnia pobytu w miasteczku. 'Starsze kobiety dużo gadają, jeśli użyje się tylko swojego młodzieńczego uroku', pomyślał, rozglądając się po pomieszczeniu. Do jego nosa dopłynęła intensywna woń jakichś ziół, co wskazywało na to, że kobiety, tudzież wiedźmy, jak zdało mu się nazywać te nieco szurnięte osobniczki, znów tworzyły jakieś napary na zapleczu. Thomas oparł się o zakurzony, drewniany blat i odkaszlnął głośno, dając tym samym znać o swojej obecności ekspedientkom sklepu.
– O, to znowu ty. – Jedna z kobiet, która wychyliła swój siwy czubek głowy zza progu zaplecza, wyraźnie nie ukrywała swojego zniesmaczenia wizytą mężczyzny.
– Milutko. – Thomas uniósł brwi w udawanym niezadowoleniu, próbując za wszelką cenę nawiązać z rozmówczynią dłuższy dialog, który pozwoliłby mu na poznanie kolejnej dawki informacji przybliżających go do odkrycia prawdy miasteczka Avenue. – Szukam czegoś, nie wiem czy znajdę to tutaj, ale...
– To nie sklep dla takich jak ty, zjeżdżaj... – warknęła starsza pani, chwytając w dłoń niewielka fiolkę z przezroczystym płynem i nerwowo przeplatając ją między pomarszczonymi palcami. 
– Dla takich jak ja, co?
Pierwsza myśl Thomasa? Kolejni, którzy widzą w nim tylko upierdliwego dziennikarza, który węszy wszędzie w poszukiwaniu informacji. Nic bardziej mylnego, ale... Zawsze udawało mu się skryć swoją tożsamość na tyle, że ludzie tracili zmysł ostrożności i dali się ponieść rozmowie. W Avenue... było inaczej. Ludzie byli jak gdyby uprzedzeni, w każdym nowoprzybyłym dostrzegali jakieś nieprzeniknione zło.
W kolejnej chwili, Thomas poczuł na swojej dłoni coś mokrego, a w kolejnej – ostre szczypanie w okolicach ran wytworzonych pod wpływem rozbitego szkła.
– Co do... – warknął mężczyzna, chwytając kurczowo za poranioną dłoń. 
– Wybacz, niezdara ze mnie... Starość nie radość... – mruknęła kobieta przeciągle, z wyraźnym zainteresowaniem wpatrując się w pokaleczoną skórę chłopaka. Nie wyglądała jakby żałowała swojego czynu, ba, Thomas był niemal pewien, że zrobiła to specjalnie, jak gdyby...
– Gdzie ty się podziewasz?! Werbena jest już... – Z zaplecza wyłonił się drugi czubek - tym razem w odcieniach intensywnej czerwieni. Starsza kobieta zamilkła jednak, widząc za ladą młodego dziennikarza i wyraźnie skarciła samą siebie w myślach, iż wcześniej nie ugryzła się w język. Werbena - zabrzmiało w umyśle chłopaka, a jakiś cichy głosik wewnątrz jego umysłu kazał mu za wszelką cenę zapamiętać ten termin.
– Wynoś się stąd. Wynoś się z Avenue, jeśli ci życie miłe. – Siwowłosa pani burknęła cicho, po czym odwróciła się na pięcie i zniknęła za progiem zaplecza. Thomas westchnął zniesmaczony, spoglądając z zażenowaniem na swoją pokaleczoną dłoń. Nadal próbował rozgryźć dlaczego ta głupia wiedźma potraktowała go szkłem z nieznanym mu płynem? Odczuwał wewnętrzny niepokój, lecz mimo to górę nad strachem wzięła satysfakcja, że jego dzisiejsza wizyta w małym sklepiku nie poszła jednak tak całkiem na marne i zdołał się jednak czegoś dowiedzieć. 
Opuścił pomieszczenie wedle ostrzeżeń starszej kobiety, lecz ani śnił wyjeżdżać z Avenue. Miasteczko coraz bardziej go intrygowało, czuł też, że jest coraz bliżej poznania jego tajemnicy. 
Całości dopełniło niespodziewane spotkanie Cassandry.
– Witaj – mężczyzna zatrzymał się, wyprowadzając kobietę z nagłego zamyślenia. 
– Thomas... – wydukała, a jej wzrok niemalże od razu przeniósł się poniżej. – Co ci się stało? – Uniosła podejrzliwie brew, taksując mężczyznę na wylot. 
– To... nic takiego – mruknął chłopak, chowając nadal dającą się we znaki dłoń w kieszeń płaszcza.

Cassandra? WYBACZ MI....

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz