11/01/2016

Od Luki Cd. Rosalie



Wampir uśmiechnął się mile zaskoczony, z zaciekawieniem obserwując śliczną świeczkę. Musnął ostrożnie palcem rozświetlone, woskowe kwiaty. Wyglądały naprawdę zjawiskowo, musiał to przyznać.
- Och – westchnął i ustawił ją ostrożnie na środku stolika, z przesadną wręcz delikatnością. Jakaś część jego ciemnej duszy zaczęła rozważać pozostawienie przy życiu dziewczyny, chociażby dla ozdoby. Poza tym była całkiem miła jak na kogoś śmiertelnego, choć do tego nie przyznałby się nawet przed samym sobą.
- Podoba ci się? – zaśmiała się miękko. Skinął głową i mruknął coś z aprobatą. Odwrócił się do niej z powrotem i obrzucił ją zaciekawionym spojrzeniem.
- Nadal masz krem na nosie – oznajmiła teatralnym szeptem. Zamrugał wyrwany z zamyślenia i wierzchem dłoni starł z siebie zasychającą już grudkę maści.
- Dawno nie widziałem takiego wykorzystania magii – oznajmił z przymilnym uśmiechem.
- Ach tak? – zaśmiała się perliście, wypełniając swoim głosem pomieszczenie.
- Mhm – mruknął, nie tracąc uśmiechu. Przymknął lekko oczy.
- Znasz dużo czarownic? – zagadnęła zaraz potem. Zerknął na nią i zastanowił się. Znał kilka, łączyły go z nimi najróżniejsze relacje. W głowie przesunęły mu się wspomnienia, niewzbudzające w nim na chwilę obecną żadnych większych uczuć.
- Parę by się znalazło, ale to był kiedyś – odparł. Podparła bladą buzię na rękach i wbiła w niego wyczekujące spojrzenie.
- Opowiedz mi o nich – poprosiła. Lucia wbił wzrok w ścianę. Nie lubił mówić o sobie, naprawdę nie lubił, ale krótka opowiastka o kilku wiedźmach nic o nim nie zdradzała. Nie widział więc powodów, żeby wysilać się na kłamstwa, byłoby to tylko niepotrzebnym zamieszaniem.
- No więc znałem jedną starszą kobietę – zaczął. Na próżno szukał w pamięci jej imienia, zatarł je czas, nieuchronny i przelewający się czas. – Od niej dostałem taki drobny amulecik, nic specjalnego – dodał. Zamilkł na chwilę, przesuwając wzrok na płomienie trzaskające w kominku.
- Kolejna miała na imię Alaya, poznałem ją przypadkowo w barze, była Żydówką i ukrywał ją tam właściciel – wzruszył lekko ramionami. Rozmawiał z nią raptem kilka razy i nie znał jej za dobrze. – Czasami za pomocą magii oszukiwała klientów i naciągała ich na dodatkowe pieniądze. Chyba zbierała je na jakąś ucieczkę. W każdym bądź razie złapali ją, miała chyba wtedy z siedemnaście lat? – dokończył obojętnym tonem. O tym, że ją dorwano, też dowiedział się raczej przypadkowo, ot tak mimochodem, od jednego ze znajomych, martwego już wtedy, właściciela baru.
- Była jeszcze Elizabeth – zastanowił się. – Straciła dziecko z tego, co wiem, poroniła albo coś w tym stylu. Nie wnikałem w szczegóły, szczerze mówiąc. Byłem u niej kilka razy, głównie, wtedy kiedy oboje byliśmy pijani – zerknął na nią znacząco. – Potem kontakt trochę się urwał, dużo podróżowałem. Popełniła samobójstwo – dokończył. Takie wspominki nie sprawiały mu bólu, nie zależało mu na żadnej z nich. Przeciągnął się leniwie. W pokoju panowała przez chwilę grobowa cisza, najwyraźniej Rosalie przetwarzała to, co usłyszała.
- Cóż, było takich osób magicznie uzdolnionych jeszcze trochę, ale to nic takiego. Głównie łączyły nas relacje zawodowe albo własne interesy – rzucił beztroskim tonem.

Rosie?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz